Moria
Moria
Prosił o cud
Modlił się, czekał
Bóg modlitw wysłuchał
I syna Obiecał
Wróciła Nadzieja
Znów czekał
Cierpliwie
Na cud
Aż nadeszła starość
Nic się nie zmieniło
Zwątpił
Pogodził z porażką
Myślał, że pewnie źle Boga zrozumiał
Bo przecież nie mógł pomylić się Bóg!
Na zgliszczach wiary
Cmentarzysku nadziei
Bóg Sam dzieła dokończył
Zapowiedział syna
i tego dotrzymał.
Po latach
kolejną próbę zesłał Bóg
Zażądał ponownie dowodu wierności
Moria…
W drodze na Górę różne myśli przychodziły…
Zabić syna?!
Dar od Boga?!
Jedynego, kochanego!
Latami wyczekiwanego!?
To jakaś farsa czy drwina?
A może to złośliwy Demiurg, a nie Miłosierny Bóg?!
Lecz gdy trwoga od Niego pochodzi?
Co wtedy robić?
Gdy autorem trwogi jest Bóg?
Ostatecznie zwyciężyło
Wierne Jemu zaufanie
Pomyślał:
„Przecież to Dar Niebios i Syn Obietnicy”
I jak Hiob zawołał:
Bóg dał Bóg wziął…
I ratunek przyszedł…
w ostatnim momencie
Patrząc oczami człowieka
Była to ostatnia droga
Droga po śmierć
A patrząc oczami Boga…
Moria to do zaufania droga
Droga po Miłość.
„Słowo, które wychodzi z ust moich — mówi Pan — nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem” (Iz 55, 11).
![]() |
zdjęcie pochodzi z: https://jeanieshepard.org |
Komentarze
Prześlij komentarz